Tytuł: „November 9”
Autor: Colleen Hoover
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski
Data wydania: 2016
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 327
Moja ocena: 8/10
„W
zeszłym roku opuściłaś mnie, zabierając mi serce i duszę. Wiem, że nigdy ich
nie odzyskam. Możesz je zatrzymać.”
Ile śmierci jest w stanie znieść jeden człowiek? Ile
bólu i cierpienia go czeka po drodze? Cóż, prawdopodobnie tyle ile potrafi
zmieścić miłości w sobie do drugiego człowieka.
Ben i Fallon po raz pierwszy spotykają się 9
listopada całkiem przypadkiem. (Nie, wcale nie.) Ona jest na spotkaniu ze swoim
ojcem, a on po prostu ratuje ją w kryzysowej sytuacji. I na tym mogłoby się to
wszystko zakończyć, ale jest zupełnie inaczej.
„Zamykam oczy. Ten, kto powiedział,
że prawda boli, był optymistą.
Prawda jest potwornie bolesną mendą.”
Prawda jest potwornie bolesną mendą.”
Od słowa do słowa dwójka bohaterów zawiera ze sobą
układ – będą spotykać się co roku, dokładnie 9 listopada, wypełniając swoje
zadania domowe, a on dodatkowo będzie pisał książkę o nich. Brzmi dobrze, czyż
nie?
Ben to chłopak, który nie ma ojca od zawsze, a jego
matka również niedawno zmarła. Jest na dnie, ale konsekwentnie stara się od
niego odbić. Chociaż tutaj większe brawa należą się dwójce jego braci, którzy
pomagają mu w tym.
Fallon to dziewczyna, która przeżyła pożar w domu
swojego ojca, co rujnuje jej karierę aktorską, jednak czy na pewno? Pewność
siebie w jej słowniku już nie funkcjonuje, a otoczenie miasta aktorów i sław
nie pomaga jej w niczym, dlatego postanawia wyjechać na drugi koniec
kontynentu.
„Kiedy znajdujesz miłość, to ją trzymasz.
Chwytasz ją obiema rękami i ze wszystkich sił starasz się jej nie wypuścić. Nie
możesz tak po prostu odjechać, licząc, że przetrwa, aż będziesz na nią gotowa.”
I spotykają się tak co roku, z większymi lub
mniejszymi problemami, ale to robią. I ranią się wzajemnie, a zarazem ratują
przed upadkiem w jeszcze większą przepaść. Czy jest to opowieść o miłości? Cóż,
tak, nie mogę temu zaprzeczyć. Jednak według mnie jest to opowieść o bólu,
smutku i radzeniu sobie z utratą ukochanych nam osób
Potrzebowałam niecałych 24 godzin (a nawet mniej,
jeżeli odejmiemy 6 godzin snu) na przeczytanie taj historii. Raczej nie jest to
dużo, ale w dziwny sposób nie potrafiłam się oderwać od tejże lektury. I
chociaż jest to pierwsza książka autorstwa Hoover, którą przeczytałam .wielkim
prawdopodobieństwem jest to, iż zaopatrzę się w kolejne jej książki.
Styl autorki jest lekki, aczkolwiek niekiedy niektóre
porównanie powodują, iż w mojej głowie podświetla się napis infantylność. Ach,
no i nie zapominajmy, że November 9 jest pisany w pierwsze osobie. Nie ma
jako-tako narratora, od czego zdecydowanie odwykłam. Sama nie wiem kiedy po raz
ostatni czytałam książkę z narracją pierwszoosobową.
I za każdym razem gdy tylko czytałam imię Fallon, to głosik w mojej podświadomości
wykrzykiwał Jimmy!
Treść:
8/10
Styl:
9/10
Okładka:
10/10 (Szczególnie ta nowa szata graficzna! Prześliczna!)