21:45

[13.] PŁONĄCY ŚWIAT - Isaac Marion

[13.] PŁONĄCY ŚWIAT - Isaac Marion

Tytuł: Płonący Świat


Autor: Isaac Marrion

Tłumaczenie: Martyna Plisenko

Data wydania: 24.10.2017

Wydawnictwo: Replika

Liczba stron: 431

Moja ocena: 8/10





"– Plaga nie daje nieśmiertelności – mamroczę, nie kierując swoich słów do nikogo konkretnego. – Nie podtrzymuje życia. Jedynie przedłuża śmierć."




Zdaję sobie sprawę, iż już mnóstwo innych blogerów/bookstagramerów wypowiadało się o tej pozycji. Jednak robili oni to krótko przed lub po premierze, a ja robię to ponad miesiąc po.


Warto na samym początku zaznaczyć, iż Płonący Świat jest to kontynuacja książki o zombie Wiecznie Żywy. Z początku trudno było mi się wbić w tę historię, ale jako kotś kto uwielbia zombie w różnorakich wydaniach (przez poważne jak w World War Z, The Walking Dead, przez klasyki jak w Świt Żywych Trupów, po całkiem groteskowe jak w Z Nation czy też iZombie) wreszcie mi się udało. Już po parunastu stronach zakochałam się w narracji R – czyli pierwszego zombie, który "powórcił" do świata ludzi. Bardzo dobrze jest pokazane to, że R nie zna swojej przeszłości, a przynajmniej do pewnego momentu nie może jej sobie przypomnieć. Ponad to R ma wciąż problemy ze swoim uczłowieczeniem i wciąż ma wiele pracy nad sobą, ale muszę Was zapewnić, że idzie mu to co raz lepiej.



"Nie sypiam za dobrze. Nie wychodzi mi to. Sen to zawieszenie broni z życiem, a ja nie ufam swojemu oponentowi. Leżę rozbudzony przez całą noc i spodziewałem się zasadzki. W moich martwych czasach sen oznaczał leżenie na podłodze i gapienie się w sufit w próbach poskładania rozpadającej się podświadomości. Obywałem się bez niego całymi miesiącami, a gdy nadchodził, to zawsze była potworna zapaść. Żadnego spokojnego opadania do miękkiego łóżka, razem z książką i kubkiem rumianku; bardziej jak niespodziewany postrzał w kolano posyłający mnie na ziemię, redukujący mnie do zaskoczonej i przerażonej kupki mięsa."



Po za oczywistym narratorem w postaci R (czyli JA) mamy również narrację MY czyli, jako to jest określane "księgi i spis wszytskiego". I uważam, że to wprowadza super podgląd na to co dzieje się nie tylko z głównymi bohatermai, ale również ze światem zewnętrznym. Bo tak się składa, iż po za R pojawia się również Julie, ukochanego naszego zresocjalizowanego zombie, a także Nora, jej najlepsza przyjaciółka, Marcus, czyli najlpeszy przyjaciel R oraz tajemniczy Abram.


Cała grupa, chcąc też czy nie, jest zmuszona do wyruszenia w morderczą i niekiedy zabójczą podróż po martwej Ameryce. Muszą uciekać i to jaki najszybciej, ale bądźmy szczerzy, jaka podróż w świecie postapokaliptycznym może skończyć się dobrze? Albo chociaż przebiec bez żadnego problemu? Otóż to.



"Moja odraza do świata jest tak głęboka, że część mnie tonie w niej
niemal niezauważalnie."



Isaac Marion po raz wtóry pokazuje klasę i przedstawia nam zdezelowaną Amerykę o jakiej nam się nie śniło. Styl jest lekki i zdecydowanie świat przedstwiony jest o niebo lepszy niż w pierwszym tomie. To nie jest już nieosiągalne marzenie amerykańskie – teraz to już rzeczywisty koszmar. Wojna o przetrwanie gatunku ludzkiego trwa, a choroba/wirus zombie, mimo, że wielu martwych "wróciło" wciąż jest poważnym problemem i zbiera potężne żniwo. Podoba mi się w tej historii, że nie jest ona cukierkowa. Jest w niej miłość, różnoraka, ale przede wszystkim jest tutaj wola walki o przetrwanie i pokazanie świoatu, ze możemy w końcu spuściś gardę. Chociaż na chwilę. Żebyśmy sobie zaufali.



"Chcę mieć boga, żeby go przeklnąć. Wezmę któregokolwiek, wezmę wszystkich; będę wrzeszczał i przeklinał, aż uciszy mnie piorun. Ktoś musi odpowiedzieć za tak straszne okrucieństwo, tak obłąkańczą torturę. Ale dobijam się do pustego domu. Jesteśmy tylko my."



Płonący Świat to nie tylko książka z którą powinien zapoznać się każdy zombie-freak. To książka o podróży po krainie zniszczonych marzeń, w świecie tak okrutnym i pełnym odrażających stworzeń, że jedyne co powinniśmy chcieć to zmienić swoje zachowanie. Właśnie teraz. To książka, która pokazuje, że najgorszym stworzeniem, które istnieje to sam żywy człowiek. I nawet jeśli nie darzycie zombie sympatią to, przeczytajcie tę pozycję ze względu na naprawdę błyskotliwe dialogi R z różnymi członkami grupy. 



"Trudno jest być żywym. Być człowiekiem – jeszcze trudniej."



Chciałabym również podziękować Wydawnictwu Replika za egzemplarz recenzencki – ucieszyło to moje w połowie–zombie–serce. Moc uścisków!

Treść: 9/10
Styl: 9/10

Okładka: 7/10



21:50

PRZEPREMIEROWO! [12.] Najlepszy powód, by żyć - Augusta Docher

PRZEPREMIEROWO! [12.] Najlepszy powód, by żyć - Augusta Docher
Tytuł: „Najlepszy powód, by żyć"



Autor: Augusta Docher


Data wydania: 27.09.2017


Wydawnictwo: Znak (OMG Books)


Liczba stron: 361


Moja ocena: 9/10



Muszę się zmierzyć z moim ciasnym życiem, w którym nie ma ani kropelki nadziei, że kiedyś wszystko, co złe, przeminie. Zniknie i rozpadnie się w proch, który rozwieje mocny poryw wiatru..."


Wpierw – zanim zaczniemy prawdziwą recenzję – pragnę podziękować Wydawnictwu Znak za możliwość przeczytania przedpremierowo tej pozycji. Na samym początku zostałam zaskoczona, że to wszystko dzieje się w Polsce wraz z polskimi realiami i młodzieżą. Nie pamiętam kiedy tak dobrze czytało mi się polskiego autora książek dla młodzieży. Bo nie oszukujmy się – jest to książka głównie skierowana do młodzieży, ale nie tylko, bo i starszy czytelnik znajdzie tutaj coś dla siebie.


Czy wyobrażaliście sobie kiedyś, jak to jest stracić młodość w ciągu paru sekund? Albo czy wyobrażaliście sobie, że wasze życie może zmienić się w ciągu, załóżmy tak czytso hipotetycznie, jednej minuty? Otoż, pewnie nie. Za to Dominika Bąk – główna bohaterka tej powieści – tego doświadczyła. Straciła zdrowie, poczucie własnej wartości swoje idealne ciało w bardzo krótkim czasie, a to wszytsko przez to, że zaczęła płonąć.


"Biała łuna rozpościera się przed oczami, oślepia, więc zamykam oczy i zasłaniam się rękami, ale wciąż ją widzę. Nagle do mnie dociera, że się palę. Płonę i skwierczę, jestem żywą ludzką pochodnią."


I od tego momentu wszystko się zaczyna. Cała historia, która została opisanma w książce. Dominika ma wypadek i jej ciało zostaje poparzone w ponad połowie przez co jej życie zostaje utrudnione, a jej ojciec zostaje wysłany do zakładu karnego. Bo to on spowodował ten pożar w którym ucierpiała młoda dziewczyna. Ponad to jest jeszcze Marcel Leśniewski buntownik z wyobru oraz jego starszy brat – Tomasz, lekarz. I to z początku Tomek miał być z Domi, ale pewne przypadki powodują, iż to Marcel wiąże się z Domi. Choć nie jest to takie oczywiste, bo ich związek jest, przynajmniej z początku, grubymi nićmi szyte.


W każdym razie ta historia nie tylko jest o Domi i jej wypadku, ale przede wszystkim o miłości. Spytacie się – ale jak to? A tak to! Jest to miłość z początku delikatna, krucha niczym skóra głównej bohaterki, zaraz po przeszczepach. Jest to o miłości partnerskiej, bezinteresownej, taką jaka obdarza się dziecko zaraz po urodzeniu, nie oczekując niczego w zamian. Jednak – jest to miłość nad wyraz dojrzała podczas której pojawiają się trudności i to one są momentami zwrotnymi całej tej historii.


"Teraz oparzenia się zagoiły, blizny zbladły, mięśnie podudzia jako tako pracują, ale czy to coś zmienia? Nie. To niczego nie zmienia, bo wewnątrz, w sercu, nadal mam martwicę. I tak będzie długo, o ile nie zawsze."


Jest to też opowieść o przyjaźni, o miłości tej braterskiej, miłości w rodzinie oraz o zaufaniu. O rzeczach, których każdy chce doświadczyć, aby poprawnie funkcjonowac na tym świecie. Uważam, że naprawdę jest to nieźle przedstawione. Szczególnie relacja braterksa, bo osobiście często tak rozmawiam z moim młodszym rodzeństwem. Na luzie, często się wyzywamy od najgorszych, ale niech ktoś tylko podniesie na nich głos, to zamieniam się w potwora.


Wróćmy do książki.


Na samym początku powiedziałam, że bardzo trafne jest porównanie Najlepszy powód, by żyć oraz Ponad Wszystko. Dlaczego? Otóż – zarówno Mad jak i Domi są to dziewczyny zamknięte w domu, izolowane, chociaż obie robią to bardziej lub mniej chętnie i z różnych podbudek. Obie chciałyby coś zmienić w swoich życiach, ale przez strach przed otaczających je światem, nie mogą lub nie potrafią tego zrobić. Po za tym – wspólnym elementem są chłopcy, albowiem Oli oraz Marcel to buntownicy, chłopcy wypisujący się z kategorii "dobrze wychowawnych dżentelmentów". Jednak – dziewczyny, przyznajcie szczerze – która z Nas nie chciałaby mieć takiego swojego, prywatnego buntownika? Obie pary muszą rozmowiać, z większymi i mniejszymi efektami, ale zarówno Mad jak i Domi szybko zakcohują się w swoich buntownikach, mimo, że obie starają się tego nie robić. Nie chcą być zranione, ale, cóż, na tym polega życie i obie maja sporo jeszcze do przeżycia.


"Obrazek przedstawia coś dziwnego, ni to meduza, ni to ośmiornica. Trochę podobne do nieudanego racucha. Ma osiem wypustek, owalną plamę na środkuz drugą ciemniejszą, też w centrum. Zduszam śmiech , bo doktor Marcin dorysował temu czemuś oczka, a dwie dolne wypustki maja małe buciki. Pod rysunkiem podpis: Fibroblasty pozdrawiają Szanowną Dyrekcję."


Niech was nie zmyli to, że jest to książka głównie skierowana do młodzieży. Uważam, ze jest ona naprawdę bezpośrednia w opisach, a także bardzo wulgarna (pozdrawiam Marcela, który klnie jak najęty). Jednak czy to źle? Nie. Twierdzę, że czasem umiejętnie rzucone przekleństwo dodaje tylko ognia do historii, a czasem niektóre postacie, aż się proszę o to by wepchnąć w ich napisane gardziołka wulgaryzmy. Najlepszy powód, by żyć to taka książka, która sugeruje by zrobić tak zwaną "bucket list" czyli listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią i zacząć ją spełniać. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy coś może nam się stać (ale lepiej odpukać w niemalowane).


Po za tym – parsknęłam śmiechem przy słowach "spierdolina umysłowa". I śmiałam się dobre 10 minut, bo to takie prawdziwe i popularne stwierdzenie w dzisiejszych czasach. Nie mogłam prawie przestać! Ogólnie jest dużo odnośników do współczesnej popkultury, a także slangu młodzieżowego i ich zachowania, i zdecydowanie mnie się to podoba. Lubię, gdy to co czytam, ma tak wiele ze świata realnego w sobie zawartego. Wtedy też książka jest autentyczna i bliższa czytelnikowi niż można było się tego spodziewać. Dlatego za to idzie dodatkowy plus. Za tę autentyczność.


"Gdy dajesz komuś szansę, prawdopodobieństwo powodzenia jest większe, niż gdybyś tej szansy nie dała."


Najlepszy podów, by żyć jest to pierwsza część historii. Ile będzie konkretnie, nie wiem, ale zdecydowanie chciałbym mieć dostęp do następnych części, bo chcę wiedzieć co się stanie ze związkiem Domi i Marcelem, po tak zakręconym zakończeniu tej historii... Po za tym – to naprawdę dobra książka, mimo dramatu na którym się opiera, daje mi ona nadzieję na lepsze jutro. W końcu – jestem młoda, zdrowa, więc zawsze wszytsko jakoś się ułoży, prawda? To też – za nadzieję, którą dostaję od autorki tejże książki leci kolejny plus.


"Kim jestem, żeby ci mówić, jak masz żyć?"


Jeszcze raz: ogromne dziękuję dla Wydawnictwa Znak za umożliwienie (i zaufanie mi w kwestii recenzji) przeczytania tej książki przed premierą. Jesteście super!

Treść: 10/10
Styl: 9/10
Okładka: 7/10


18:52

[11.] Więzień Labiryntu - James Dashner

[11.] Więzień Labiryntu - James Dashner

Tytuł: "Więzień labiryntu"

Autor: James Dashner

Tłumaczenie: Łukasz Dunajski

Data wydania: 2014

Wydawnictwo: Papierowy Księżyc

Liczba stron: 421

Moja ocena: 9/10



W końcu przemówiła – głosem głuchym i udręczonym, aczkolwiek wyraźnym.
- Nic już nie będzie takie jak kiedyś.
Ona jest ostatnia. Kolejnych nie będzie."


Czy wyobrażaliście sobie kiedyś, jak mógłby zakończyć się nasz świat, który znamy? Jest przecież tyle opcji! Wojna nuklearna, epidemia wirusowa powodująca np. zamienianie się w zombie, atak obcej cywilizacji, upadek wszystkich rządów... a także katastrofy naturalne. Tak więc? Która opcja do was bardziej przemawia?

W książce Więzień Labiryntu postawiono na wizję post-apokaliptyczną związaną z katastrofą naturalną. I wydaje mi się, że to bardzo dobra decyzja – w końcu już niejednokrotnie dane nam było oglądanie czy też czytanie o innych opcjach. Naprawdę podoba mi się to, że wszystko co jest opisywane jest to robione z perspektywy grupki młodych chłopaków oraz jednej dziewczyny. To ta banda młodzieńców – na czele z Thomasem, który jest czynnikiem zapalnym do większość wydarzeń – jest prawdopodobnym ratunkiem dla świata.

"- Jasna cholera, boję się.
- Jasna cholera, jesteś tylko człowiekiem. Powinieneś się bać."

A o czym jest ta książka? Już wam mówię!

Thomas trafia do labiryntu, nagle, nie wie co się stało, kim był oraz co robił zanim znalazł się w tym przerażającym miejscu. A jest się czego bać – bo pierwszą rzeczą jaką widzi jest blisko pięćdziesięciu chłopców, nastolatków, dzieci. Od tego momentu Thomas staje się jednym ze "Streferów" – mieszkańców kwadrata, który zamieszkują wszyscy ci chłopcy. Oczywiście jest paru najważniejszych, tych najlepszych z najlepszych: Albie, Newt, Gally czy też Minho. Od tej pory Thomas musi dostosować się do licznych zakazów i nakazów, albo... cóż... nie skończy się dla niego to dobrze.

Nie bez powodu postawiliśmy w lesie ten cholerny cmentarz. Nic nie sprowadzi cię bardziej na ziemię niż wspomnienia o zarżniętych przyjaciołach"

"- Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz?
- Dlaczego cię nienawidzę? Chłopie, niczego się nie nauczyłeś, odkąd wylazłeś z Pudła. To nie ma nic wspólnego z nienawiścią, miłością przyjaźnią czy czymkolwiek tam jeszcze. Liczy się wyłącznie to, czy przetrwamy."

Współpraca – to liczy się przede wszystkim u Streferów. Nie ma miejsca na indywidualizm. Jednak on jest inny. Tommy (jak mówi Newt) ma naprawdę dziwne spojrzenie na otaczający ich świat. I to właśnie przez to spojrzenie cały dotychczasowy pogląd na świat przez całą grupę ulega zniszczeniu. Warto też wspomnieć, że cały świat chłopców dzieli się na różne kategorie społeczne. I właśnie te kategorie, to specyficzna hierarchia, powoduje, że Thomas wariuje. Przecież nie ma Labiryntu, bez wyjścia, prawda? Prawda?!

"- Chcę zostać Zwiadowcą.
- Jesteś tu zaledwie od kilku dni, sztamiaku. Nie wydaje ci się, że to trochę za wcześnie na śmiertelne życzenia?"

Głównym celem Streferów, po tym jak pojawia się Teresa, jest wydostanie się z Labiryntu jak najszybciej. Zaczynają dziać się takie rzeczy, że, obiecuję Wam, trudno będzie Wam odłożyć książkę na bok. Nawet kosztem nieprzespanej nocy i problemami ze snem, będziecie dalej to czytać. Labirynt powoli się zamyka, kończy się dotychczasowy etap życia młodych, przyszedł czas na ucieczkę. Ludzie zaczynają szaleć, a potwory czyhające w Labiryncie zaczynają przechodzić do – pierwotnie – bezpiecznej strefy.

"Gally oszalał, pomyślał. Jest całkowicie obłąkany. Myśl ta jedynie wzmogła jego niepokój. Obłąkani ludzie są zdolni do wszystkiego."

Niech was nie zmyli to, że jest to książka głównie skierowana do młodzieży. Uważam, ze jest ona naprawdę brutalna, bezpośrednia w opisach, a także bardzo wulgarna. Czy to źle? Absolutnie nie! To dodaje całej historii własne odrobinę pikanterii oraz prawdziwości – czyli coś co wręcz uwielbiam w książkach. Szanuję autorów wtedy, gdy ich postać w adekwatnych do tego sytuacjach rzuci, przysłowiowym, "mięsem" tudzież "łaciną podwórkową". I to tu jest. Po za tym – jest pięknie napisana relacja budowania przyjaźni pomiędzy Newtem – Thomasem – Minho. To ta trójka w pewnym momencie staje się motorem dla wszystkich wydarzeń, a w końcu to oni (wraz z Teresą) odnajdują wyjście. Jednak czy jest to proste? Na pewno nie, ale o tym to sami możecie się dowiedzieć czytając tę pozycję.

"Jednak szczęście wyrwano im z serc. Miłość wyrwano z ich życia."

Więzień Labiryntu jest to pierwsza część trylogii o tym samym tytule. Oczywiście, że w późniejszym czasie pojawił się też preqel oraz sequel, ale wydaje mi się, że wpierw powinno przeczytać się trylogię. Owszem – pewnie większość widziała film z Dylanem O'Brienem oraz Thomasem Sangsterem, ale, jeśli mogę, to książka i film różnią się i to w wielu miejscach. Film oczywiście, jest dobry, ale nie tak świetny jak książka. Aczkolwiek – ktokolwiek zajmował się castingiem do filmu, zrobił to cholernie dobrze!

"Nie możemy utracić naszego człowieczeństwa, bez względu na to, jak to się skończy."

Treść: 10/10
Styl: 9/10
Okładka: 9/10



00:01

[10.] Chłopak Na Zastępstwo - Kasie West

[10.] Chłopak Na Zastępstwo - Kasie West

Tytuł:
„Chłopak na zastępstwo"

Autor: Kasie West

Tłumaczenie: Jarosław Irzykowski

Data wydania: 2017

Wydawnictwo: Feeria Young

Liczba stron: 400

Moja ocena: 8/10



Czy ktoś tak jak ja, widząc tytuł "Chłopak na zastępstwo" pomyślał "o, to coś dla mnie, bo nie mam nawet tego prawdziwego"? Jeżeli tak – pozwólcie, że przybiję żółwika. To była moja pierwsza myśl, gdy zobaczyłam sam tytuł tej książki. A o czym jest owa pozycja? W wielkim skrócie to opowiada ona o dziewczynie – Gia –, którą chwilę przed wejściem na bal maturalny rzuca chłopak – Bradley. No i dziewczynie cały świat się zawala, bo przyjaźń kruchą rzeczą jest i jej przyjaciółki nie wierzą jej, że w ogóle był jakiś chłopak. I wtedy pojawia się on – chłopak w samochodzie, który siedzi na miejscu kierowcy i... czyta? Gia nie tracąc czasu podchodzi do niego i proponuje mu ofertę nie do odrzucenia.


"- Chcesz, żebym udawał Kapitana Amerykę? (...)
- One nigdy go nie widziały, nie mają pojęcia, jak wygląda. Poza tym Ty jesteś... - Machnęłam ręką, nie kończąc zdania. Usiłowałam porównać go do jakiegoś innego superbohatera, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Nie bardzo się znałam na superbohaterach. Byli wśród nich szczuplejsi? Spider-Man? To chyba nie zabrzmiałoby jak komplement."


I w ten o to pokręcony sposób Zastępczy Bradley zostaje powołany do życia, a Gia ma uratowany tyłek. Oczywiście, ta sytuacja wywołuje kolejne, a te kolejne sytuacje powodujące, że wzajemnie muszą kryć sobie plecy i udawać zakochana do szaleństwa parę. Ba! Jej przyjaciółki świadomie – jak w przypadku Jules – czy też nie – jak w przypadku pozostałej dwójki – wywołują takie sytuacje. Dodatkowo trzeba dodać, że już za ileśtamdni Gia wyjeżdża na wymarzony uniwerek.


"Jak mierzymy dziś naszą wartość? Liczbą laków, które otrzymał nasz post, tym, jak wielu mamy znajomych czy ile zebraliśmy retweetów? Czy w ogóle wiemy, co tak naprawdę myślimy, dopóki nie przedstawimy naszych myśli w sieci i nie dowiemy się od innych, ile ich zdaniem są warte?"


Choć cała książa jest lekka i przyjemnie się ją czyta, idealna na lato i zluzowanie, to porusza ona w tle bardzo ważną rzecz, a mianowicie "życie online". Uważam, że to niezły zabieg i chwyt, szczególnie dla ludzi młodych, którzy non-stop siedzą w internecie i nie można ich zobaczyc bez telefonu w ręce. Czy to mi się podoba? I to jak! Szczególnie jeżeli kogoś, tak jak mnie, ciekawią takie tematy i rzeczy pod tym względem. Fajnie przedstawiony rosnący w siłę problem XXI wieku. Ach! Jest jeszcze jeden problem – to, że człowiek, nawet ten najbardziej uśmiechnięty wśród swoich przyjaciół może czuć się osamotniony. I to też jest w punkt.


"- To jak jest z Tobą, Gia? Czujesz się czasem samotna pośród swoich przyjaciółek?
Odruchowo chciałam zaprzeczyć. Tyle, że miał rację. Zawsze chowałam się za szczęśliwą miną. Cały ten dzień miał służyć temu, żebym się otworzyła. Żebym wyrzuciła z siebie to, co czuję. Coś takiego nigdy nie przychodziło mi łatwo, przez Niego jednak zapragnęłam spróbować."

Nie jestem fanem książek, które są popularne, szczególnie jeżeli są one romansidłami dla nastolatków oraz są pisane w pierwszej osobie. Naprawdę. Jednak styl tej autorki jest... lekki, nienatarczywy. Czytałam książkę, kawałek po kawałku (najczęściej w godzinach 6:30-7:00 oraz 24:00-01:00) i za każdym razem nie mogłam się doczekać by znów znaleźć wolną chwilę, usiąść z herbatą w ręku i czytać dalej. Bo chociaż historia jest prosta, bo przecież ona zostaje rzucona przez chłopaka, chwilę potem ona poznaje jego, zawierają układ, wzajemnie udają swoich partnerów, powstają kłamstwa i niedomówienia oraz to wszystko jest budowane na współczesnych problemach młodzieży, to ta historia ma w sobie to c o ś. Nie wiem w zasadzie co to jest, ale zdecydowanie zostałam sprzedana tej autorce.


"- Zaczekaj, to w realnym życiu jesteś bałaganiarzem?
- Tak, a nie widać?
- Wyglądasz na poukładanaego.
- O, noszę się dość schludnie. A bałaganiarzem jestem.
- Jak to?
- Na znacznie więcej sposobów, niż mielibyśmy czas  omówić. (...)
- No, jeśli ty jesteś bałaganiarzem, to ze mnie jest klęska żywiołowa,
- Najładniejsza klęska żywiołowa, jaką w życiu widziałem."


Owszem – można powiedzieć, że niekiedy czytając książkę można odnieść wrażenie, jakby znalazły się w niej cytaty typowo tumblrowe, ale hej, to nic złego. Nie jest to, aż tak widoczne i uciążliwe jak mogłoby się wydawać. Cytaty świetnie wypełniają tę prosta, ale uroczą historię. Polecam, zdecydowanie, szczególnie jak aktualnie jest lato i nie ma się nic szczególnie zajmującego do pracy.


Treść: 8/10
Styl: 8/10
Okładka: 9/10



ps. wpadnijcie do ja-ksiazkoholik, bo dziewczyna organizuje konkurs właśnie z książką tej autorki! Autorka godna polecania, także - zapraszam! 




12:23

[9.] Musimy Coś Zmienić - Sandy Hall

[9.] Musimy Coś Zmienić - Sandy Hall




Tytuł: „Musimy coś zmienić”

Autor: Sandy Hall

Tłumaczenie: Małgorzata Rymsza

Data wydania: 2015

Wydawnictwo: Pascal

Liczba stron: 287

Moja ocena: 6/10










Zaczynam swoją typową przemowę wygłaszaną z okazji rozpoczęcia kursu i równocześnie rozdaję programy nauczania. Robię to automatycznie i próbuje przy tym wyłowić dwoje studentów, którzy tworzyliby idealną parę. Mam do tego talent.”



Powiedziała Inga, czyli wykładowczyni kreatywnego pisania na Uniwersytecie do którego uczęszczają główni bohaterowie tej historii. A co to w ogóle za historia? Przyznam szczerze, że dość niezwykła. Mamy tutaj zakręconą i nieźle pokręconą historię miłosną pomiędzy dwojgiem ludzi. Jeżeli jeszcze nie wiecie – a jestem pewna, że wiecie, bo swego czasu była to dość głośna pozycja, szczególnie na bookstagramie – historię tę opowiadają nie główni bohaterowie, ale czternaście różnych ludzi, zwierząt i przedmiotów łącznie!



Widzę dziewczynę jedzącą orzeszki ziemne. Uwielbiam fistaszki. Orzechy, orzechy, orzechy. […] Staję na tylnych łapkach. Ona do mnie mówi! Nikt nigdy ze mną nie rozmawia. Chciałabym znać ludzki język i jej odpowiedzieć.”



Mamy tutaj historię Gabe’a oraz Lei, którą opowiadają między innymi brat Gabe’a – Sam – przyjaciele Lei i Gabe’a – Marbiel, Casey, Danny oraz ludzie zupełnie obcy im tacy jak: dostawca chińszczyzny, kierowca autobusu, kelnerka czy baristka.



No okej, wiecie już kto opowiada większość i zdajecie sobie sprawę, że to historia miłosna. Jednak nie wiecie jeszcze tego, że jest to swego rodzaju dość nieśmiała miłość z którą nie jeden człowiek spokojnie mógłby się utożsamić. To historia dwójki ludzki, którzy non stop się mijają, określają siebie wzajemnie pół-słówkami, a czasem nawet ranią się swoimi zachowaniami. Jest to historia, którą może kiedyś opowiedzieli ci dziadkowie, jak to dziadek i babcia poznali się na studiach i jak to oboje byli nieśmiali, że wszystkie działania ku przyszłemu związku musiały być prowadzone przez ich przyjaciół.



- Podoba mi się niejasność tej wypowiedzi – mamrocze Casey. - To, jak nadużywają „cosia”, jest imponujące.
- Zgadza cię. Zacząłem pić za każdym razem, gdy mówią „coś” - mówi Sam.”



Zarówno Gabe i Lea są uroczy, ale równocześnie strasznie nieśmiali co utrudnia im komunikację. W dodatku Gabe ma poważny sekret, który może zaważyć na przyszłości ich hipotetycznego związku. Co do głównej – czysto hipotetycznej – pary. Niektóre ich działania powodują we mnie chęć uderzenia głową o ścianę, z bardzo odległego rozbiegu. To co Gabe i Lea robią jest niekiedy tak infantylne i (tak po prostu) głupie, że nie wierzę, iż naprawdę są to ludzie dorośli.



To było krępujące. Ale, mój Boże, oni są tacy uroczy.”



Mimo, że przeczytałam tę historię praktycznie na jednym wdechu – z małymi przerwami na zebranie własnych emocji – to nie jestem do końca przekonana do formy w jakiej została opisana dana sytuacja. Owszem jest to ciekawa i innowacyjna metoda, jednak czegoś mi w niej brakuje. Może to być ostatni rozdział z perspektywy głównych bohaterów? To mogłoby być super podsumowanie całej historii. Zdecydowanie.


Jeżeli macie tak z trzy godziny wolnego, nie macie co zrobić z życiem, to śmiało możecie sięgnąć właśnie po „Musimy coś zmienić” bo uroczych historii miłosnych nie da się nie lubić i odmówić. Każdy tego potrzebuje, nawet zatwardziałe serce. Nawet jeśli niektóre teksty są wyświechtane i trochę infantylne – książka wciąż ma w sobie jakiś specyficzny urok.


Po za tym – czy Wam też okładką Musimy coś zmienić przypomniała okładkę Eleonora i Park? Czy to tylko ja?


Treść: 6/10
Styl: 6/10

Okładka: 10/10 
Copyright © 2016 Mycha czyta i recenzuje , Blogger